PODHALAŃSKI SERWIS INFORMACYJNY Podhalański Serwis Informacyjny WATRA
« Listopad 2009 123456789101112131415161718192021222324252627282930 »

Góry

„Opcio” - szkice do portretu Józefa Oppenheima

Wtorek, 3 listopada 2009 r.
Autor: Wojciech Szatkowski

Oppenheim na Harleyu Dawidsonie i pies RolfNiedawno odbyła się na Nowym Cmentarzu uroczysta ceremonia odsłonięcia nowego nagrobka kierownika TOPR, narciarza, taternika – Józefa Oppenheima. Jest to dobra okazja, by przypomnieć tę nieco zapomnianą postać. Poniżej przedstawiamy artykuł Wojciecha Szatkowskiego o Oppenheimie, który wiele lat temu został opublikowany w „Tygodniku Podhalańskim”. Jest to szkic, a duży tekst o „Opciu” ukaże się w najbliższym numerze „Tatr”. Zapraszamy serdecznie do lektury.


Czy pamiętasz stare schronisko w Dolinie Zuberskiej tak przypominało dawną Pyszną? Tak zaczyna się książka W stronę Pysznej, napisana przez Wandę Gentil-Tippenhauer i Stanisława Zielińskiego - książka dedykowana Józefowi Oppenheimowi, człowiekowi gór, przyjacielowi Tatr i ludzi – który przez 25 lat był Naczelnikiem TOPR. W Zakopanem był też znanym narciarzem i zakopiańczykiem z krwi i kości, chociaż nie urodził się pod Giewontem... A więc chodźmy jeszcze raz w stronę Pysznej, do starego drewnianego schroniska-szałasu na niewielkiej polanie przy lesie, do czasów, kiedy Opuś zajeżdżał pod Dworzec Tatrzański swoim „Harleyem”, uśmiechnięty wyciągał rękę do zgromadzonych u „Kapuchy” taterników. Te czasy się nie wrócą, ale to wcale nie znaczy by o nich zapominać...

Wielu ludzi wrosło na stałe w Zakopane i Tatry: narciarze, taternicy i zwykli turyści - są ich setki i tysiące. Jedni są znani mniej, inni bardziej, a najwięcej jest tych którzy z czasem ulatują z ludzkiej pamięci. Spośród jednak wielu z tych, którzy oczarowani Tatrami i „białym szaleństwem” zostali pod Giewontem, postać Józefa Oppenheima, zwanego „Opciem” zasługuje na szczególną uwagę. Narciarz, taternik, kierownik TOPR przez pełne 25 lat, był najdłużej na stanowisku Naczelnika w dotychczasowej 100-letniej już historii Pogotowia TOPR. Gdy w sierpniu 1914 r. Mariusz Zaruski ruszył na wojnę, wybrał właśnie jego na swojego zastępcę. Dlaczego ? Pytany przeze mnie przed laty Witold Henryk Paryski, który przecież dobrze znał „Opcia” z autopsji, autor „Wielkiej Encyklopedii Tatrzańskiej”, powiedział: „Zaruski nie miał zbyt wielkiego wyboru. Bednarski zarabiał na życie przez pracę, tak jak i Zdyb., a w Pogotowiu nic się nie zarabiało, bo to była praca honorowa, społeczna. Oppenheim zarabiał niewiele, ale funkcję kierownika (podpisywał się zastępca kierownika TOPR do 1926 r., a od tego roku już jako Naczelnik TOPR) objął wtedy właśnie on i trwał na tym stanowisku aż do wybuchu wojny czyli do 1939 r.

Józef Oppenheim był człowiekiem gór z krwi i kości i w okresie zimowego zdobycia Tatr odegrał poważną rolę. Urodził się 15 czerwca 1887 r., pochodził z Warszawy. Nie był zakopiańczykiem z urodzenia, ale z wyboru, był Żydem i poszukiwany przez carską policję za działalność socjalistyczną, w końcu aresztowany, uciekł z więzienia w stolicy przy ul. Hożej (mówi się nawet o dwóch ucieczkach) i po kilkuletniej tułaczce trafił pod Giewont. W 1910 z grupą narciarzy z krakowskiego AZS przybył na wycieczkę do Zakopanego i pozostał tu na stałe. W latach 1910-1911 był kierownikiem zakopiańskiego Domu Turystycznego AZS. W 1912 wraz z Włodzimierzem Antoniewiczem po złożeniu egzaminu przed komisją przewodnicką w składzie: Mariusz Zaruski, Jakub Wawrytko, uzyskał nieformalne uprawnienia do prowadzenia wycieczek studenckich po Tatrach. Zaczęła się jego przygoda z Tatrami...trwała ponad 30 lat. Uległ czarowi miejsca, jak wielu innych, po prostu zobaczył Tatry i się w nich zakochał i został w Zakopanem aż do swej śmierci w 1946 r. Stał się zakopiańczykiem z krwi i kości, nieodłączną cząstką Zakopanego w tym okresie. Dyżurował w Pogotowiu, po południu zachodził na obiad do Dworca Tatrzańskiego, do Kapuchy, jak mówiono o właścicielce restauracji, Zofii Krzeptowskiej, na małą wódeczkę i pieczarki w śmietanie. Grywał tu chętnie w brydża z Kornelem Makuszyńskim, należał także do zakopiańskiego klubu brydżowego w Zakopanem. Potem, w sierpniu 1912 r. został ratownikiem TOPR.W 1914r.Przyjaciele nazywali go Opusiem lub Opciem, stąd tytuł niniejszego tekstu. Oppenheima znali chyba wszyscy, którzy się chociaż na chwilę otarli o Zakopane w okresie międzywojennym. Jedni kojarzyli go z pracą w Pogotowiu i z nartami, inni z pięknymi pocztówkami sprzedawanymi w zakopiańskich księgarniach. Jeszcze inni kojarzyli Oppenheima z długimi, narciarskimi wyrypami, wyprawami po tatrzańskich graniach w zimowych kurniawach. Narciarzem był znakomitym, uwielbiał jazdę w terenie, na przykład długi i piękny zjazd granią Hliny z Kamienistej na południową stronę Tatr, albo... narciarski trawers Kominiarskiego Wierchu z Hali Stoły na Halę Kominy Dudowe, ów slalom wobec nieba i świerków, które się nie ugną gdy o nie zawadzisz. Znakował szlaki zimowe na Pyszną, Chochołowską. Zjazdów dokonywał w doborowym towarzystwie pionierów zakopiańskiego narciarstwa, takich jak Henryk Bednarski, zwany „Bednarzem” a potem „Dziadkiem”, świetny narciarz, taternik, Józef Lesiecki „Lesik”, Mieczysław Świerz, zwany „Zwierzem”, Władysław „Kociuś” Ziętkiewicz i Hugo Grossman. Zjazdy Niewcyrką, telemarki wykonywane na grani Czerwonych Wierchów, trudne zjazdy z Rohatki, Lodowej, Polskiego Grzebienia, spod wierzchołka Koprowego Wierchu, Krywania, Młynarza stanowiły o klasie Opusia. Oppenheim miał 23 pierwsze wejścia zimowe i narciarskie w Tatrach oraz kilka letnich. W Tatrach odkrywał narciarskie tereny, jak chociażby słynny rejon Pysznej, owe narciarskie El Dorado, gdzie do późnego maja można było śmigać na nartach w Siwych Sadach i tam też dokonywał pierwszych zjazdów. Wrósł na stałe w Zakopane lat dwudziestych i trzydziestych. Pochodził z żydowskiej rodziny i nie był rodowitym zakopiańczykiem, a mimo to przyjął się i był traktowany jak swój. Był też w Zakopanem powszechnie lubiany i szanowany. Jeśli ktoś potrzebował pożyczyć „stówkę”, to mógł na Józia liczyć - pisał Rafał Malczewski. Jak mawiali przyjaciele i napisano w książce „W stronę Pysznej” najpierw polubiły go psy, potem narciarska brać i kobiety. A propo psów brał na wycieczki narciarskie swego ulubionego psa „Bacę”, owczarka podhalańskiego, który miał ciekawe zwyczaje, lubił jak narciarze jadą w grupie, gdy któryś z nich zbytnio wyprzedzał kolegów, to Baca łapał zębami jego kijek i przytrzymywał, gdy z kolei ktoś zbytnio zwlekał Baca popychał go mordą do przodu,  zachęcając do dogonienia przyjaciół...Potem miał wilczura „Rolfa” (to ten pies, którego widać na zdjęciu z motocyklem).

Zjazd na nartach ze szczytu Kamienistej w „Babie Nogi”...

Raz Opuś swojej śmiałości omal nie przypłacił życiem. Ponad Pyszną dumnie wznosi się skalisty szczyt Kamienistej (2126 m). Na północ spada z wierzchołka wielki żleb skalny, nazwany przez kogoś „Babimi Nogami”. Szczyt Kamienistej był celem wycieczki narciarskiej, w której brał udział Oppenheim. Po osiągnięciu szczytu narciarze rozpoczęli zjazd żlebem. Natrafili wtedy na lód. Bractwo stanęło. Oppenheim, zniecierpliwiony zwlekaniem puścił się na los szczęścia po szreni. Kiepskie narty nie wytrzymały pędu po stromiźnie i Józio machnął kozła, upadł i poleciał wprost w Babie Nogi...Towarzysze struchleli. Józio, spadał w zawrotnym tempie. Wreszcie znieruchomiał, hen, na samym dole. Nie reagował na wołania. Minęły aż dwie godziny zanim przyjaciele dotarli do nieprzytomnego Oppenheima. Józia uratował „bambus”, który przytomnie do końca ściskał w dłoni i którym ryjąc w śniegu, uchronił się od rozbicia o skałki lub kamienie...Takich doświadczeń górskich było wiele, ale nie zmniejszyły zapału z jakim Opuś ciągnął w góry, przeżywając jedną przygodę górską po drugiej.

„Ruda”...

Wielką sympatią i przyjaciółką Oppenheima była Wanda Gentil-Tippenhauer, nazywana „Rudą” Wandą. Uczestniczyła w wycieczkach narciarskich Opusia, przez Lodową, Rohatkę i inne miejsca, które odwiedzali wiosną. Urodziła się 13 stycznia 1899 r w Port-au-Prince na Haiti. Jaka była jej droga do Zakopanego? W latach międzywojennych mieszkała w Warszawie. Była malarką. Często odwiedzała Zakopane i ruszała wtedy z Oppenheimem na wycieczki w góry. Z Oppenheimem łączyło ją bardzo wiele, zainteresowania, podobny temperament i ukochanie gór. Wiele jej listów do Oppenheima zaczyna się : Drogi, kochany Józiu! - łączyła ich bardzo silna przyjaźń. Rysunki Wandy znalazły się w przewodniku narciarskim Oppenheima. Wspólnie z nim napisała wspomnienia Pamięci umarłych schronisk, wydane w „Wierchach” w roku 1948 (po śmierci Oppenheima), gdzie opisała ulubione miejsca, do których docierała z latem i zimą, takie jak szałasy w Ciemnosmreczynach, Niewcyrce, pamiętający jeszcze czasy Habsburgów i Popradzkie Jezioro, gdzie po wycieczkach Oppenheim uwielbiał zajadać się miejscowym przysmakiem - „palaczinkami” (czyt. naleśnikami) oraz Pięcistawy, gdzie co roku organizowano w narciarskiej kompanii „pożegnanie zimy”. Ulubionym ich miejscem pozostała chyba jednak Pyszna i legendarne schronisko im. Władysława Strzeleckiego, skryte na niewielkiej polance przy potoku, gdzie bywali pionierzy narciarstwa w Tatrach: Zaruski, Świerz, Barabasz, Lesiecki, Loria (ten miał własną izbę z napisem: „Izba Lorii”) i inni. Pyszna była marzeniem każdego turysty-narciarza, tu skrywały się przed okiem ciekawskich i rodziny zakochane pary, tu czasami zachodzili kłusownicy i przemytnicy- a atmosfera Pysznej była doskonała, o czym świadczy stara, trochę sfatygowana zębem czasu księga pamiątkowa (znajduje się w archiwum klubu SN PTT 1907 Zakopane). Tam wyżywali się pisarze i schroniskowi poeci, pisząc mniej lub bardziej udane wiersze ośmieszające kolegów i samych siebie. Schronisko na Pysznej spłonęło trafione pociskiem z niemieckiego moździerza w 1945 r. i tak skończyła się kariera Pysznej, a teraz wejścia do narciarskiego El Dorado bronią zielone tablice i zakazy. Po 1945 r. Wanda zamieszkała znowu w Zakopanem z Oppenheimem na Krzeptówkach i 28 stycznia 1946 r. była u boku swego przyjaciela. Wtedy padły tragiczne strzały w wyniku których zginął Józef Oppenheim. Sama została postrzelona w głowę. Wierna starej przyjaźni w 1961 wydała pierwsze wydanie W stronę Pysznej. Ta wspaniała książka o górach i ludziach jest dedykowana Józefowi Oppenheimowi, przyjacielowi Tatr i ludzi. Ruda Wanda zmarła 12 sierpnia 1965 r. w Zakopanem. Leży na Starym Cmentarzu na Pęksowym Brzyzku, podczas gdy dla Józefa Oppenheima jakoś brakło tu miejsca i został pochowany obok swojego przyjaciela, Borysa Wigilewa, na Nowym Cmentarzu w Zakopanem.

Kierownik TOPR przez ćwierćwiecze...

Mariusz Zaruski wybrał Oppenheima na swego zastępcę w Pogotowiu, gdy wyruszał na wojnę. I Oppenheim pozostał kierownikiem TOPR do 1939 r. czyli przez pełne 25 lat. Wybór Zaruskiego okazał się słusznym. Opuś wziął udział w 70 wyprawach Pogotowia, letnich i zimowych, zaopatrywał schroniska w apteczki Pogotowia, prowadził w teren, stworzył Pogotowie Górskie w Czarnohorze, a zespół przewodników góralskich prowadzony przezeń działał bez zarzutu. Praca kierownika była ciężka, ale Oppenheim przyjął na swe barki tę odpowiedzialność. Nie dorobił się fortuny, długo chodził w starej kurtce i szarym swetrze z wycięciem, dopiero potem kupił sobie kurtkę skórzaną z „barankiem”. Najtrudniejsza w owym czasie była wyprawa po ciało Wincentego Birkenmayera na Galerię Gankową, przeprowadzona w zimowych warunkach, kiedy o przysłowiowy włos nie doszło tragedii, gdy ciało taternika poleciało na trawersie do Rumanowej Przełęczy w przepaść sytuację uratował ratownik Wojciech Wawrytko, utrzymując linę, a gdyby nie dał rady, ratownicy połączeni liną pospadaliby wszyscy w przepaść. Inną trudną wyprawą były wielodniowe poszukiwania ciał narciarzy w lawinisku pod Świńską Przełęczą, w styczniu 1939 roku, kiedy mrozy były tak wielkie, że styliska łopat trzaskały, a sondy lawinowe przymarzały do rąk. Oppenheim codziennie wracał na nartach przez Liliowe do Zakopanego, po to, by rankiem znowu wrócić na miejsce akcji. Praca kierownika TOPR to także spotkania z rodzinami zabitych w górach turystów i jakże musiało być ciężko Oppenheimowi, gdy musiał powiedzieć matce Marzeny i Lidii Skotnicówien o śmierci dziewcząt na piargach Doliny Pustej. Wypadków w górach było już wtedy (lata trzydzieste) dużo więcej niż w czasach Zaruskiego. Zdarzały się poważne wypadki lawinowe, jak np. pod Liliowem, czy wypadek Kamenzównej na Kondratowej. Po takich wypadkach Opcio zaszywał się w górach na kilka dni, by odpocząć. W czasach rozwoju narciarstwa doprowadził do powstania stałych dyżurów ratowników TOPR na Gubałówce i po powstaniu kolejki na Kasprowym Wierchu (1936 r), gdzie w zimie stale dyżurowało 2 ratowników, oraz dyżurów w czasie zawodów narciarskich. Na wiosnę sprawdzał osobiście stan łańcuchów i ścieżek. Nadzorował także zaopatrzenie tatrzańskich schronisk górskich w apteczki Pogotowia – więc jego zasługi dla rozwoju TOPR były bardzo duże. Jak wspominali jego przyjaciele z ratowników górskich przejął po Zaruskim zgrany zespół, był także przez górali bardzo lubiany i szanowany. Zaruski mógł być pewien, że w 1914 r. dokonał na stanowisku kierownika Pogotowia właściwego wyboru.

Na Harleyu – Davidsonie jeździł z ułańską fantazją...

Na swoim motocyklu, Harleyu-Davidsonie podwoził ratowników na miejsca wypadków i kierował trudnymi akcjami w skale i lodzie. Potrafił znakomicie organizować wyprawy. Gdy zdarzył się wypadek na Giewoncie wysyłał ratowników góralskich jako pierwszy zespół, a sam zjeżdżał Harleyem na Krupówki, a ponieważ wiedział, że potrzebuje taterników, bo szykuje się robota w skale, to „wyłapywał” ich wprost z ulicy. Tak było z Wawrzyńcem Żuławskim, Tadeuszem Pawłowskim i Witoldem Henrykiem Paryskim. Tego ostatniego Oppenheim porwał na akcję z Krupówek w beżowym garniturze i letnich półbutach. Do akcji w ścianie Giewontu zawsze brał taterników. Jak wspomina Witold Paryski Oppenheim dobrze organizował wyprawy, jeśli taternicy z rannym schodzili nocą to przynosił latarki i oświetlał drogę zejścia. Tak było, gdy znosili połamańca Żlebem Kirokora, gdy przy najniższym progu zrobiło się ciemno – wtedy Opuś z Żuławskim przynieśli latarki Do 1930 r. nie wziął ani grosza wynagrodzenia, czyli pracował społecznie przez pełne 16 lat! Mimo to niektórym nie podobało się, że to on prowadzi Pogotowie. Potem ustanowiono wynagrodzenie kierownika TOPR na 125 złotych miesięcznie. Utrzymywał się też ze sprzedaży swych pocztówek i w willi „Mieczyk”, gdzie mieszkał miał pracownię fotograficzną. A praca w Pogotowiu była ciężka, w kurniawie, mrozie, deszczu i burzy. Ale Oppenheim dokonał świadomego wyboru. Gdy kiedyś ktoś z przyjaciół spytał czemu wzorem kolegów Józio nie pojedzie powspinać się w Alpy, Oppenheim zamyślony spojrzał w stronę Tatr i powiedział: - A Pogotowie ? Był „przykuty” do Zakopanego pracą w TOPR-ze i to „przykuty” świadomie, z własnego wyboru. Oprócz uprawiania narciarstwa i pracy w Pogotowiu był w latach 1912 - 1939 skarbnikiem zakopiańskiego klubu SN PTT oraz wieloletnim działaczem Polskiego Związku Narciarskiego. Mimo, że w zasadzie nie popierał zawodów narciarskich i kierunku sportowego w tym sporcie to nie było prawie zawodów narciarskich w Zakopanem, których sędzią nie byłby Oppenheim. W 1939 r uratował honor organizatorów FIS- u trasując na Gubałówce trasę biegu 50 km. Odmroził wtedy palce u nóg. Wcześniej, bo w 1925 r zajmował się z ramienia klubu sprawami naszej największej skoczni czyli Wielkiej Krokwi.

W 1936 r. Oppenheim opublikował swoje jedyne dzieło o Tatrach Przewodnik narciarski po Tatrach Polskich i najważniejsze przejścia na południową stronę, wydany w Krakowie. Oto jego fragmenty, pierwszy dotyczy wiatru: Badania alpejskie wykazały, że wiatr z miejsca odbiera turyście pięćdziesiąt procent sił, a skromne doświadczenia tatrzańskie odsłoniły, że ironiczny ten olbrzym, gwiżdżąc po graniach-gdy zechce, po prostu zdmuchnie człowieka z ordynarnego Upłazu Skupniowego, nie mówiąc już o takich Czerwonych Wierchach. Największym niszczycielem śniegu jest również wiatr. Niestety - ruszając w góry nigdy nie wiadomo czy się z tym kochankiem szczytów nie spotkamy. Siedzi czasem schowany za jaką grzędą i na grani dopiero wybucha niespodzianie piekielną muzyką. Ukocha sobie jakąś dolinkę i od przełęczy chwyta cię w taniec, spychając w dół z diabelskim chichotem. Zedmie śnieg do zielonych traw i lodu, lub wygoli kamienie, abyś nogi pokręcił tam, gdzieś sobie najpiękniejszy zjazd obiecywał. Zjazd. Bo czyż być może dla dobrego narciarza większa przyjemność, jak we wąskiej rynnie górskiej kręcić łuk za łukiem, opadając w dół wężowym śladem ? Co za sprawdzian techniczny wycyrklowanych kristjanij ślad szerokości paru metrów, lecący z pieca na łeb w przepaść. Albo, nieporównany, cholerycznie stromy las tatrzański, ów slalom wobec nieba, o chorągiewkach ze smreków, które się nie ugną, gdy o nie zawadzisz. Stromizna-trudność, zapewne, ale przyjemna trudność, całkowicie dająca się opanować narciarzowi. Groźna z powodu lawin, szreni?...Nie, to śnieg na stromiźnie może być groźny lub nie. Ona sama przy dobrym śniegu, niema znaczenia dla dobrego technika. Najwyżej upoi pędem, lub sześcioma kozłami zakończy szusik! Ale czy musisz szusować?. Pozatem istnieje na los Opatrzności się zdawanie, jechałeś po Pod Bańskiej, a nocujesz nie wiadomo jakim cudem, 20 km dalej-w Prybylinie. Łut szczęścia, zostawiasz przed schroniskiem dziadowskie kije, a tu ci je jakiś ceper na eleganckie w tłoku zamienia, psim swędem wykręcenie, wpadasz pod lawinę i zostajesz na skale, podczas gdy w przepaść wpada- ona, no i pod szczęśliwą gwiazdą narodzenie. Błądząc we mgle, spadasz z nawisu do nóg jakiegoś wygi górskiego, który cię bezinteresownie potem 7 dni po Tatrach wodzi, ucząc rozumu – pisze Józef Oppenheim w przewodniku Szlaki narciarskie Tatr Polskich, Kraków 1936.

Warto wspomnieć, że Oppenheim zbierał materiały do wielkiego przewodnika narciarskiego po całych Tatrach, ale przedwczesna śmierć przerwała jego pracę. Ponadto znakomicie fotografował. Jego wspaniałe zdjęcia letnie i zimowe były wydawane w albumach nakładem SN PTT i na kartach pocztowych. Sprzedaż tych kart była głównym źródłem utrzymania Opcia, gdyż długo pracował w TOPR-rze honorowo, nie pobierając wynagrodzenia. Dopiero w latach 30-tych przyznano mu stałą pensję. Z jego głównie zdjęć sporządzono album dla papieża-alpinisty Piusa XI w roku 1925. Oppenheim otrzymał wtedy specjalne papieskie błogosławieństwo. Po Józiu pozostał z ok. 3000 skromny zbiór płytek szklanych w zbiorach Muzeum Tatrzańskiego w Zakopanem. Kiedy wybuchła pożoga wojenna we wrześniu 1939 r. Oppenheim wyjeżdża Harleyem najpierw do Krakowa, gdzie oddaje książeczkę czekową Pogotowia i kwity za zrealizowane rachunki prof. Waleremu Goetlowi. Potem udaje się na wschód, gdzie ukrywa się do 1942 r. u E. Aleksiejewskiej (przyjaciółki Borysa Wigilewa). Pracuje jako robotnik przy robotach ziemnych. W 1942 r. przekradł się do Warszawy i jako sanitariusz bierze udział w powstaniu warszawskim (1944) w szpitalu powstańczym Armii Krajowej na Hożej (do końca powstania pomaga w przenoszeniu rannych). 12 października 1944 r. wraz z ostatnimi rannymi żołnierzami AK opuszcza podstawionymi przez Niemców pociągami Warszawę. W marcu 1945 r. wraca do Zakopanego na stanowisko Naczelnika TOPR – ma 58 lat. Jest przez chwilę Naczelnikiem TOPR, ale na krótko... Dochodzi wtedy między nim a Zbigniewem Korosadowiczem do ostrego sporu i do Sądu Koleżeńskiego PTT w dniu 7 maja 1945 r. wpłynęło pismo od Zbigniewa Korosadowicza, w którym ten ostro atakował Oppenheima o nieudolne kierowanie Pogotowiem w okresie międzywojennym. Zarzuty były niezwykle ostre: zaniedbywanie swoich obowiązków, traktowanie Pogotowia jako instytucji zarobkowej, żerującej na ludzkim nieszczęściu, tj. sprzeczne z ideologią założyciela Pogotowia Mariusza Zaruskiego, nieuczciwe gospodarzenie funduszami TOPR, prowadzenie przez Oppenheima niezwykle szkodliwej polityki po linii schlebiania przewodnikom góralskim – konkluzja była taka, że „Oppenheim jest osobnikiem szkodliwym społecznie, którego należy usunąć z Pogotowia” (z Archiwum Muzeum Tatrzańskiego: teczka AR/NO/982/MT). Z kolei Oppenheim odpowiedział na ten list i zarzucił Korosadowiczowi nadużycia w okresie, kiedy ten był kierownikiem Tatra Bergwacht w okresie 1940-44. Czy Oppenheim rzeczywiście zaniedbywał pracę w Pogotowiu? Wiele wskazuje, że pewne swoje obowiązki, jak chociażby  sprawozdawczość, poważnie zaniedbywał. Dlatego relacje z wypraw w terenie i całe karty księgi wypraw TOPR z lat 1938-39 są puste tj. niewypełnione, mimo, że należało to do obowiązków Naczelnika Straży. Stało się tak dlatego, że Opcio zagubił relacje z tych wypraw (mówił mi o tym Witold H. Paryski i zgadza się to z prawdą). W wyprawie po Stanisława Zarembę (zima 1939 r.) wziął podwójne honorarium. Z pewnością nie zasługiwał jednak na taką ocenę, jaką wystawił mu Korosadowicz. Natomiast spór Oppenheim - Korosadowicz doprowadził w efekcie do krótkotrwałego usunięcia Oppenheima z TOPR. Sprawa oparła się wreszcie o Sąd Koleżeński PTT.  Sąd ten w dniach 17 i 22 sierpnia 1945 r. odbył dwa posiedzenia, uniewinnił go (Oppenheima) i odsunął zarzuty, a wyrok sądu brzmiał: - kol. Oppenheim nie dopuścił się zarzucanych mu czynów, kolidujących z honorem i uczciwością. Mimo to już w dniu 27 sierpnia 1945 r. Oppenheim został skreślony z listy członków TOPR. Po usunięciu z TOPR znalazł pracę w domach wypoczynkowych na Groniku i niedługo potem 28 lub 29 stycznia 1946 r. został zamordowany w swym domu na Krzeptówkach.

Tajemnicza śmierć...

Okoliczności tej śmierci są niezwykle tajemnicze. „Ruda” Wanda wspominała, że w dniu 28 stycznia 1946 r. (podaje się tę datę śmierci, lub dzień później) do domu na Krzeptówkach podeszła trójka osobników szukających Oppenheima - podawali się za jego znajomych. Ten był w Zakopanem na zebraniu PZN, więc powiedziała, by przyszli wieczorem. Gdy Oppenheim wrócił (ok. 23), trójka już na niego czekała. Zarzucali mu, że jest „członkiem PPR i komunistą” (Józio rzeczywiście w młodości mocno socjalizował i był członkiem III Proletariatu, jednak nie był członkiem KPP, ani PPR), potem wywiązała się ostra wymiana zdań, w ich rękach pojawiła się broń. Oppenheim próbował wypchnąć przybyszów za drzwi - wtedy padł strzał. Józio zwalił się na ziemię jak kłoda. „Ruda” otrzymała postrzał w głowę i padła na ziemię - napastnicy przekonani, że zrobili swoje wyszli. Gdy „Ruda" odzyskała przytomność wezwała lekarza, ale było już za późno – Oppenheim już nie żył (pełny opis śmierci Józia znajduje się w W stronę Pysznej). Sprawców schwytano, jeden z nich zginął w „Śmiechówce” podczas obławy UB, a pozostałych dwóch osądzono. Motywy morderstwa na Krzeptówkach są nadal słabo wyjaśnione. Powszechnie twierdzi się, że był to mord rabunkowy. To najprostsze wyjaśnienie tej sprawy. Takie twierdzenie o mordzie na Krzeptówkach zawierają akta wieloletniego Dyrektora MT - Juliusza Zborowskiego, ten pogląd podzieliła także Prokuratura i Witold H. Paryski. Jednak dziwi fakt, że sprawcy praktycznie wiele z domu na Krzeptówkach nie zabrali w stosunku do tego co zastali (wzięli tylko ok. 100 prześcieradeł). Ponadto Wanda Gentil-Tippenhauer już po latach stwierdziła w rozmowie z producentem nart Stanisławem Zubkiem, że nie był to zwykły mord rabunkowy tylko polityczny. Zabójcy Opcia, co pragnę podkreślić,wyraźnie czekali na Opcia i o Oppenheima im chodziło, a nie o rabunek. Niektórzy wreszcie oskarżali o mord na Krzeptówkach oddział „Ognia” - Józefa Kurasia. To co napisałem powyżej z pewnością nie jest wersją ostateczną morderstwa na Krzeptówkach. Trzeba je wyjaśnić w oparciu o źródła w Instytucie Pamięci Narodowej. Józia pochowano na Nowym Cmentarzu w Zakopanem, a w imieniu nielicznych zgromadzonych na cmentarzu przyjaciół żegnał go Kazimierz Schiele. Pochowany został obok swego przyjaciela Borysa Wigilewa.

Jak pamiętamy Józefa Oppenheima?

Jaki był Józef Oppenheim? Wyłania się ze wspomnień przyjaciół i literatury obraz prawdziwego człowieka, z krwi i kości. Co to oznacza, niech każdy z Państwa dopowie sobie sam... ale Oppenheim kochał Tatry, narty, wspinaczkę w pełnym słońcu, spotkania u Kapuchy (Zofii Krzeptowskiej w jej restauracji w Dworcu Tatrzańskim) w gronie przyjaciół, partyjkę brydża i wycieczkę narciarską po grani. Był człowiekiem, który żył tak jak chciał i żył pełną gębą, jak pisze w „Pępku świata” Rafał Malczewski. Jego szerokim gestem wyciągnięta prawica i uśmiechnięta twarz zawsze witały dawnych przyjaciół ze wspinaczek w Zakopanem, bo Opuś był wierny w przyjaźni, jak wspomina towarzyszka jego życia Wanda Gentil-Tippenhauer. Był prawdziwym człowiekiem gór, można powiedzieć, że stał się chyba ich cząstką, bo znał Tatry doskonale. Miał w nich swoje ulubione miejsca. Oprócz gór kochał ludzi, miał mnóstwo przyjaciół. Po śmierci zapomniano trochę o nim, nawet jego nagrobek na Nowym Cmentarzu w Zakopanem kilkakrotnie się zawalił. Obecnie został pięknie przez Reginę Mrowcę zaprojektowany i wykonany, dzięki wsparciu finansowemu TOPR z Naczelnikiem Janem Krzysztofem na czele, za co chcę serdecznie podziękować. Myślę, że najlepszą formą pamięci są zawody w ski-alpinizmie im. Józefa Oppenheima, organizowane od 2000 r. w Dolinie Chochołowskiej. Głównym organizatorem jest klub SN PTT 1907 i mogę powiedzieć, że z Janem Trzebunią należę od 10 lat do pomysłodawców i organizatorów tej imprezy.

Jak twierdzą historycy, trudno jest uzyskać stuprocentową prawdę historyczną, jest więc kilka oblicz tej samej prawdy o Józefie Oppenheimie - ratowniku TOPR, baronie Kneippenheimie, jak pisał o nim Andrzej Strug, narciarzu i zakopiańczyku. Do mnie osobiście przemawia styl życia (bycia), który reprezentował sobą Opcio. Oceńcie Państwo sami, a ja (i mam nadzieję, że nie tylko ja) rok w rok będę zapalał Józiowi świeczkę na Nowym Cmentarzu zakopiańskim na Wszystkich Świętych. Niech Ci Opcio ta twarda zakopiańska ziemia cmentarna lekką będzie. A może kiedyś warto by było na Pęksowym Brzyzku wmurować w ścianę cmentarną tablicę ku pamięci o tym człowieku? Myślę, że Oppenheim dobrze sobie na to zasłużył.

Wojciech Szatkowski
Muzeum Tatrzańskie
e-mail: w.szatkowski@poczta.onet.pl

Zobacz w naszym sklepie:
  • Torebka filcowa ITorebka filcowa ITorebka filcowa z haftowanym ludowym motywem (haft maszynowy). Zamykana na zamek błyskawiczny. Środek z czerwonej podszewki, z kieszenią boczną i smyczą. Szerokość ok...
    160 zł
  • Torebka filcowa XVTorebka filcowa XVOkrągła torebka filcowa z haftowanym ludowym motywem. Zamykana na zamek błyskawiczny. Środek z czerwonej podszewki.   Obwód ok. 57 cm Wysokość ok.20 cm Wysokość z...
    60 zł
  • Okładka na zeszyt IVOkładka na zeszyt IVLudowe okładka na zeszyt (A5) z czarnego filcu zapinana na guzik, kolorowy haft maszynowy. W komplecie zeszyt w kratkę 96 stron. Wymiary: szerokość 15 cm, długość 23 cm.
    30 zł

Galerie zdjęć:

Zobacz także:


Powered by WEBIMPRESS
Podhalański Serwis Informacyjny "Watra" czeka na informacje od Internautów. Mogą to być teksty, reportaże, czy foto-relacje.
Czekamy również na zaproszenia dotyczące zbliżających się wydarzeń społecznych, kulturalnych, politycznych.
Jeżeli tylko dysponować będziemy czasem wyślemy tam naszego reportera.

Kontakt: kontakt@watra.pl, tel. (+48) 606 151 137

Powielanie, kopiowanie oraz rozpowszechnianie w jakikolwiek sposób materiałów zawartych w Podhalańskim Serwisie Informacyjnym WATRA bez zgody właściciela jest zabronione.