Prof. dr hab. Stanisław Sierpowski
Dyrektor Biblioteki Kórnickiej PAN

Stan badań nad biografią Władysława Zamoyskiego

Jesteśmy zgodni co do tego, że Władysław Zamoyski dobrze sobie zasłużył na pogłębione studia nad jego losem, a zwłaszcza dziełem przezeń stworzonym. Trudno nie przypomnieć opinii charakteryzującej go jako epigona XIX-wiecznej polistopadowej emigracji. Był jednym z tych nielicznych w skali kilkunastomilionowego narodu, którzy przypominali obcym o swym istnieniu, chociaż bez własnego państwa. Był zarazem na tyle nietypowym przedstawicielem polskiej arystokracji, że ani drzewiej ani współcześnie nie można mówić o tej warstwie społecznej bez uwzględnienia jego dokonań, z dzisiejszej perspektywy wielkich, po prostu pomnikowych.
Spośród opracowań pokazujących Władysława Zamoyskiego w szerszym kontekście własnego rodu oraz ludzi z jego sfery, wyróżniającą wartość mają opracowania Andrzeja Kwileckiego poświęcone Ziemiaństwu Wielkopolskiemu. W opasłej, prawie 600 stron liczącej książce z 2001 r. osobny rozdział poświęcony został Zamoyskim, wśród których hr. Władysław był niewątpliwie najwybitniejszym reprezentantem gałęzi wielkopolskiej. Wartość tego opracowania podnosi wyborna znajomość źródeł, profesjonalnie przygotowane właściwe dla warsztatu historyka, politologa, a przede wszystkim socjologa, który ostatnich kilkanaście lat poświęcił na ukazanie środowiska dobrze mu znanego z autopsji – jako ostatniego z bardzo już dojrzałych (ur. 1928) męskich potomków tego rodu. Rozdział o Zamoyskich liczy 40 stron książki dużego formatu . Jest napisany ładną polszczyzną ukazując panoramę (to słowo dobrze tu pasuje) postaw ziemiaństwa wielkopolskiego, wśród których sylwetka Generałowej Jadwigi i jej syna Władysława jaśnieje zasłużonym blaskiem.
Autor tej książki daje nam też świetną charakterystykę 27-letniego dziedzica przybyłego do Kórnika w 1881 r. pisząc, że nie tylko należał on do najbardziej zasłużonych dla Polski przedstawicieli arystokracji przełomu wieków XIX i XX., ale wyróżniał się zarazem oryginalnym sposobem bycia. „Jego patriotyzm, społecznikostwo, religijność, prostota w obejściu łączyły się z dumą rodową, jaką niewątpliwie w sobie nosił; powyższe cechy w połączeniu ze skromnością, humorem, barwnym językiem, jakim się posługiwał i oryginalną, z daleka widoczną sylwetką (liczył 2 m. wzrostu), zostały utrwalone we wspomnieniach, korespondencji, czasopismach i stały się źródłem niezliczonych anegdot. W różnych, często bardzo trudnych sytuacjach, wykazywał zadziwiającą pomysłowość, a w dyskusjach, polemikach, oficjalnych rozmowach imponował refleksem, który pozwalał mu wyjść z nich z ostatnim słowem” .
Podobną opinię… znajdziemy we wspomnieniach ludzi ze sfer niższych. Oto np. Feliks Osiński, pracownik w nadleśnictwie lasów kórnickich po I wojnie światowej, także pisał o wzroście, dodając, że trzymał się prosto, a siwa broda dodawała mu dostojeństwa, „ubierał się do przesady skromnie – można by powiedzieć, że ubogo, nosił bardzo wyświechtane ubranie w rodzaju surduta, zdaje się jedyne, jakie posiadał […] nie był zarozumiały z racji pochodzenia, był raczej super demokratyczny. Miał różne dziwactwa, jadał tylko z głębokiego talerza i to tylko obiady i kolacje. Jadąc w podróż zabierał w torbę kaszę i w butelce herbatę, aby oszczędzić na wydatkach” .
O szczególnie bliskich więziach łączących matkę czyli Generałową Jadwigę z Działyńskich Zamoyską z synem Władysławem, o jej wpływie na jego życie i poglądy piszą wszyscy autorzy. Ona sama wspominając swe wyjątkowo długie życie wyznała: „Moim marzeniem było dla kraju żyć, krajowi służyć, o nim wyłącznie myśleć, jego wyłącznie kochać, jemu poświęcić siły, zdolności, czas, majątek, zdrowie, życie, wszystko” . Śmiem jednak twierdzić, że problem domu rodzinnego nie doczekał się opracowania mającego dostatecznie wysoką temperaturę. Jest zaś o czym pisać, bo w grę wchodziły relacje zupełnie wyjątkowe, wyrażające się miłością syna całującego matczyną rękę i upadającego do kolan po każdym dłuższym rozstaniu .
Wszyscy autorzy zwracają również uwagę na zgoła spartański styl życia, skrajną oszczędność graniczącą ze skąpstwem, które wyrażały się bardzo skromnym przyodziewkiem i więcej niż skromnym jedzeniem, podróżami w klasie trzeciej (bo nie było czwartej), zakazem grzania w pokoju hotelowym by zminimalizować opłatę za nocleg, rezygnacją z pomocy bagażowych niezależnie od wielkości kufrów i waliz… W toku lat pogłębiała się troska, w końcu swoista obsesja dotycząca przekazania posiadanego majątku narodowi w jak najlepszym stanie. Bardzo jest znamienny wiele już razy cytowany list z 1913 r., w którym pisał: „Majątku, jaki mi Bóg w ręce oddał nigdy nie uważałem za własność moją, lecz za własność Polski, w czasowem mojem posiadaniu, własność, z której mi uronić niczego nie wolno, która Ojczyźnie jedynie, a nie mnie służyć ma.
Na potrzeby moje osobiste nigdym z Kórnika centa nie wziął. Na zbytki żadne nigdy sobie nie pozwalałem. Odmawiałem sobie wszystkiego, co mi się nie wydawało wprost niezbędnem. Ale gdzie sądziłem, że sprawa tego wymaga, wysiłków nie szczędziłem. Jedno miałem pragnienie gorące, by wysiłki były skuteczne, a pomoc dana zmarnowaną nie została.
Dał Bóg czasem, że się powiodło skutecznie usłużyć, dopuścił, żem czasem zaufał gdzie nie trzeba było i zawiódł się, powodując tem dotkliwe uszczuplenie powierzonego mi dobra. Jak mnie to martwi, jak gryzie, tego nie jestem w stanie wypowiedzieć. Nie chodzi tu o mnie, boć chyba wiesz, że mnie niewiele potrzeba, ale o krzywdę wyrządzoną sprawie publicznej, której służy i służyć ma wszystko czem rozporządzam” .
Przejęcie dóbr kórnickich przez hr. Władysława Zamoyskiego z dużą kompetencją opracowała w 1978 r. Zofia Nowak. Wykazała ona, że sytuacja materialna wielkiej bądź co bądź własności była trudna, zgoła rozpaczliwa . Wątek ten dobrze ujął esej Marcelego Kosmana noszący tytuł Kórnik i Morskie Oko. Zamieszczono go w książce pt.: Opowieści Kórnickie jako jeden z 12 rozdziałów. Autor, znany z dobrego władania piórem, czego dowiódł tropiąc losy bohaterów sienkiewiczowskiej Trylogii, przedstawił sylwetkę hrabiego Władysława Zamoyskiego w interesującym kontekście tak historycznym jak i sytuacyjnym. Czytelnika nie zawiedzie np. niewielki fragment poświecony przejęciu spadku przez Władysława, który formalnie wielki, był jednak efektywnie wysoce wątpliwy. Nie chodzi tylko o zadłużenie będące m.in. skutkiem dobroczynnej ręki wuja Jana Kantego Działyńskiego, ale także zobowiązań na rzecz żony Izabeli z Czartoryskich rezydującej w Gołuchowie oraz matki darczyńcy czyli Tytusowej Działyńskiej. Wprawdzie obie panie zrzekły się wkrótce posiadanych praw, ale przypisana im dożywotnia renta równoważyła dochód z dóbr kórnickich. M. Kosman wzmiankuje też o niechęci do Władysława – spadkobiercy, ze strony rodziny pominiętej w testamencie. Watek ten nie został w literaturze podniesiony w stopniu na to zasługującym.
Za kwintesencję trudnej sytuacji może wystarczyć fakt, że całe dochody z majątku kórnickiego przejętego przez hrabiego Władysława pochłaniały dożywocia Izabeli Czartoryskiej (żony spadkobiercy) oraz babki Tytusowej Działyńskiej. Dramatyczną sytuację wzmagały pretensje krewnych niechętnie, może nawet zazdrośnie patrzących na wyróżnionego spadkiem, chociaż bardzo kłopotliwym. Na temat tych zawiści pisała Janina Żółtowska z Puttkamerów w swym pamiętniku. Jak bowiem wynika z opublikowanego w tym roku jej Dziennika, wiadomości o zapisie Kórnika i Zakopanego na fundację pod patronatem rządu oraz biskupa gnieźnieńskiego wywołały – jak pisze – wzburzenie całej opinii, nie tylko rodzinnej, ale dalszej, to jest miasta. „Księżna Manieczka uważa, że zostali skrzywdzeni Czartoryscy z Rokosowa. Staś Zamoyski będzie nie wesół, biedni Grocholscy zostali pominięci. Duch Kuźnic niestety na zakończenie okazał się nietwórczy, o co go zresztą od dawna posądzałam. Mam wrażenie, że u nas niewystarczalność ludzi cnotliwych uderza na każdym kroku. Adam słusznie powiedział, że nie godzi się zapisywać majątku Ťzwierzęciu szkodliwemu i złośliwemu, jak rządť. Nie wiadomo, jakie osobistości będą u władzy i jaki użytek z fundacji uczynią, czy jest ona dość obwarowana. Rząd, który żadnych tajemnic nie dotrzymuje, może również i zapisy sfałszować” .
Władysław był właścicielem Kórnika przez 44 lata, ale tylko 9 tam mieszkał i bezpośrednio zajmował się swoimi włościami. Nie dziwi przeto, że w ówczesnej publicystyce często pisano, że Zamek w Kórniku czy Pałac Działyńskich przy Starym Rynku w Poznaniu należą do Władysława Zamoyskiego z Zakopanego. Pozostaje faktem, że to polityka germanizacyjna wymusiła opuszczenie Kórnika i rozpoczęcia epopei zakopiańskiej, dzięki czemu zobowiązani jesteśmy do wspólnej pamięci o tej wybitnej dla narodu osobie. Owa epopeja zakopiańska jest nieźle opisana, ale warta i godna pogłębionych studiów. Za Marcelim Kosmanem zwrócić trzeba uwagę na to, że współcześni mieli do hr. Władysława pretensje, że za mało dbał o Bibliotekę Kórnicką , że zbyt słabe utrzymywał związki z Kórnikiem, a nazbyt zapatrzony był w odległe terytorialnie cele . Chodziło oczywiście o Zakopane , na kupno którego zapożyczył się w banku na 6% i zastawiając pięć folwarków z kórnickiego klucza. Około 200 tys. spośród 750 tys. mk pożyczyła mu matka, Generałowa Jadwiga, prowadząca później w Kuźnicach sławną Szkołę Pracy Domowej Kobiet .
Najlepiej historiografia wypowiedziała się na temat roli hr. Zamoyskiego w procesie o Morskie Oko. Problem ten w różnych wariantach i z różnym nasileniem towarzyszył całemu XIX w. mając kilka momentów kulminacyjnych. Każdemu z nich towarzyszyły polemiki prasowe, których ślady w formie broszur są do dziś obecne w katalogach bibliotecznych. Duże zasługi w tym dziele miał zwłaszcza krakowski „Czas” – dziennik o uznanej pozycji intelektualnej.
Prym w badaniach nad walką o Morskie Oko przyznać trzeba Zofii Nowak, która z okazji 90-lecia sporu opublikowała artykuł w interesującym opracowaniu zbiorowym, zredagowanym przez dra Jerzego M. Roszkowskiego oraz osobnej książki w Krakowie w 1992 r. Tezą autorki było dowiedzenie wybitnej, jej zdaniem decydującej roli jaką odegrał Władysław Zamoyski w trwającym wiele lat sporze. Referując stan badań wzmiankuje o gustownie wydanej w 1988 r. książce Zygmunta Laurentowicza, który eksponował zasługi górali, a zwłaszcza Jana Burego – całkowicie mijając się z prawdą. „Wspomniana mimochodem działalność Zamoyskiego – pisze Z. Nowak – jest w tej książce wypaczona i tendencyjnie pomniejszana. A przecież udział górali tatrzańskich w walce o Morskie Oko był na tyle znaczący, że nie potrzebuje upiększeń” .
Akuratność badań Zofii Nowak ujawniają przypisy, których w książeczce małego formatu liczącej 157 stron jest blisko 500. Nie mają one przy tym tylko charakteru odsyłaczowego. Znajdziemy w nich sporo istotnych informacji merytorycznej natury. W sumie przypisy to niemal 20% objętości książki. W tym wypadku nie jest to uwaga krytyczna, tym bardziej uszczypliwa.
Wspomniane wyżej opracowanie zbiorowe zredagowane przez Jerzego M. Roszkowskiego zawiera w kwestiach tu nas interesujących trzy teksty. Obok Zofii Nowak eksponującej rolę Władysława Zamoyskiego mamy artykuł dra Uniwersytetu Jagiellońskiego Mieczysława Rokosza, który skupił uwagę na Oswaldzie Balzerze oraz tekst redaktora całości piszącego o aktywności Towarzystwa Tatrzańskiego . Trafność takiego doboru tematów, niezależnie od kilku innych obejmujących różne aspekty funkcjonowania Morskiego Oka w życiu narodu polskiego, uwypukla trwający od lat spór o miejsce powyższych podmiotów w zwycięstwie polskim, mającym wówczas i później ogromne znaczenie ogólnonarodowe. Odnotować jedynie pragnę, że w gruntownym tekście J. Roszkowskiego wysokiej oceny doczekała się broszura pt. Spór Galicji i Węgier o Morskie Oko napisana przez dra Stanisława Wróblewskiego na polecenie Stałej Komisji Towarzystwa Tatrzańskiego „nad sprawą tą czuwającą”, którą opublikowano w Krakowie w 1902 r. Dziwi jednak to, że osoba Zamoyskiego w ogóle w niej nie występuje .
O trwającym, okresowo nasilającym się sporze o zasługi w sprawie Morskiego Oka wzmiankują zarówno Mieczysław Rokosz jak i Ewa Słoka . Nie ulega wątpliwości, że większą atencję wspomniani autorzy przywiązują do roli prof. Balzera. Ich racje są istotne i znane. Za szczególnie ważne uznać trzeba to, że to Wydział Krajowy, a nie hr. Zamoyski wybrał Oswalda Balzera – profesora Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie – na reprezentanta interesów Galicji. Wydział też ponosił koszta związane z przygotowaniami do procesu oraz w czasie jego trwania. Z drugiej strony jednak – w świetle faktów zaprezentowanych przez Zofię Nowak – spodziewałem się czegoś specjalnego od prof. Balzera kiedy redagował swą książkę o procesie. Tymczasem na stronie tytułowej książki Oswalda Balzera pt. O Morskie Oko. Wywód praw polskich przed sądem polubownym w Grazu wydanej we Lwowie w 1906 r. przechowywanej w Bibliotece Kórnickiej widnieje odręczna dedykacja dla hr. Władysława Zamoyskiego „z wyrazami wysokiego poważania ofiaruje autor”. Problem w tym, że w tekście drukowanym rola Władysława Zamoyskiego nie została dostrzeżona. Sposobności po temu było wiele zwłaszcza we wstępie, gdzie wymienia nazwiska kilkunastu osób, które krzątały się „około zgromadzenia jak największego materiału dowodowego […]. Jednostki prywatne, władze krajowe i władze państwowe współzawodniczyły ze sobą w tej pracy” .
Ten stale kołaczący się problem, nieco sztucznie podniecany przez część zazdrosnych o swe historyczne zasługi Małopolan, rozwiali sami zainteresowani. Oto bowiem pierwszą osobą, którą Zamoyski zawiadomił o definitywnym zakończeniu procesu 6 maja 1909 r. był właśnie prof. Oswald Balzer. W odpowiedzi na tę informację prof. Balzer napisał list godzien pamięci, w którym m.in. zawarł takie słowa: „Zawstydził mnie przy tym JWPan Hrabia dopiskiem Ťwdzięcznyť; jeżeli kto, to ja i my wszyscy winniśmy wdzięczność Jemu, za to że swoim energicznym długoletnim odporem utrzymał sprawę w zawieszeniu, pokąd się pomyślnie załatwić nie dała, że zwrócił uwagę całego społeczeństwa na jej doniosłość i przez to wzbudził dla niej zainteresowanie szerokie. Ostatni akt, który się przed kilku dniami rozegrał w Wiedniu, to ostatecznie także nie tylko sprawa prywatna JWPana Hrabiego: dla nas wszystkich ponad kwestię prywatnej własności wysuwa się tu znowu moment publiczny, że od posiadania pięknego kawałka ziemi naszej wykluczono prusaka hakatystę. Serdecznie więc cieszę się i winszuję JWPanu Hrabiemu tego nowego sukcesu: osobistego i publicznego zarazem .
Najpoważniejszą jak dotąd próbą opisania życia i dzieła Władysława Zamoyskiego jest teza doktorska Kazimierza Adamczyka, którą zrealizowano pod kierunkiem prof. Bogumiły Kosmanowej na Wydziale Humanistycznym Akademii Bydgoskiej. Obrona miała miejsce w 2001 r. Jej tytuł Działalność społeczno-kulturalna Władysława Zamoyskiego zapowiadał, że w gruncie rzeczy chodzi o pełną biografię Hrabiego, gdyż wyróżnione w tytule zakresy jego działań obejmowały w swej istocie wszystko to, co w jego biografii zasługuje na omówienie. Zresztą we wstępie czytamy, iż praca obejmuje całe życie hrabiego, „a w szczególności okres jego aktywnego dorosłego życia. Nie rości sobie pretensji do pełnego i ostatecznego przedstawienia biografii Zamoyskiego. Jest natomiast jedną z prób naszkicowania nietypowego, barwnego, przedsiębiorczego, a zarazem skromnego wizerunku właściciela Kórnika .
Rozprawa Kazimierza Adamczyka, bogata w poboczne wątki nie do końca zadawala z powodu młodzieńczych obaw o ścisłą wierność wobec poznanych źródeł. Przesadę w tym zakresie widać np. przy okazji opisu wyprawy do Australii, którą dość niefortunnie nazwano „kaprysem młodego hrabiego” . Śledząc losy Władysława Zamoyskiego na odległym kontynencie autor zbyt kurczowo trzymał się Dziennika podróży. „Jego zapiski z trasy, chociaż sumiennie prowadzone przypominają malarską technikę impresjonistów, niestety zbiór wszystkich Ťplamekť (lakonicznych opisów) nie do końca daje czytelnikowi pełny obraz pobytu” .
Powyższe pretensje są bezzasadne, gdyż Dziennik miał służyć jedynie za podstawę do relacji szerszej, pisanej w spokoju po zakończeniu podróży. Taki zresztą jest charakter każdych tego typu notatek. Że taki zamiar w ogóle był może świadczyć list Bronisława Zalewskiego do Władysława Zamoyskiego z 28 października 1979 r. zachęcający do pisania, nawet spraw powszechnie znanych bo „u nas o Australii nic zgoła ludzie nie wiedzą” .
Z czystym sumieniem można wiec przyjąć, że dwuletnia wyprawa Władysława Zamoyskiego do Australii, Nowej Zelandii i Stanów Zjednoczonych odbyta w latach 1879-81 czeka na opracowanie, uwzględniające także zamkniętą już dziś, a ciągnącą się kilkanaście lat sprawę szkieletu Aborygenki przywiezionego przez Władysława Zamoyskiego i przechowywanego w Muzeum Kórnickiego Zamku .
Kategoryczność powyższego sformułowania jest zasadna zważywszy, że w sztandarowej książce poświeconej Polakom w Australii pióra Lecha Paszkowskiego hrabiemu Zamoyskiemu poświęcono ledwie trzy, chociaż ważne strony. Cała praca ma tych stron 344 i to dużego formatu .
Najpoważniejszym osiągnięciem w zakresie popularyzacji osoby Władysława Zamoyskiego jest broszura Zenona Bosackiego opublikowana w 1986 r. przez KAW. Nowe poprawione wydanie tego opracowania ukazało się w roku minionym nakładem Biblioteki Kórnickiej. Jest wolą wydawcy, aby tytuł ten był stale dostępny. Bardzo cieszy popularność tego tytułu na Podhalu, co jest skutkiem zaangażowania Stowarzyszenia im. Władysława Zamoyskiego oraz efektem rosnącej popularności dokonań Władysława Zamoyskiego wśród całego społeczeństwa polskiego. Wielkie plany i niemałe już zasługi ma w tym zakresie nasze współdziałanie oraz reaktywowana Fundacja „Zakłady Kórnickie”.
Wspomniany już Kazimierz Adamczyk książkę Z. Bosackiego uznaje we wstępie za „bardziej popularno-publicystyczna niż naukową”. Jest to trafna opinia o ile przestawimy akcenty i zgodnie z profesją nie odmówimy Z. Bosackiemu zacięcia publicystycznego, a wznowioną w roku minionym książeczkę zaszeregujemy po prostu do popularno-naukowych. Poza wszystkim jest to zgodne z intencją autora, który w nocie do wydania poszerzonego i poprawionego z 2002 r. nazywa swoją pracę broszurą. Nie miał przeto obowiązku umieszczania przypisów ani bibliografii, co zresztą uczynił, chociaż bardzo oszczędnie.
Za trafną natomiast trzeba uznać krytykę ze strony K. Adamczyka, który miał za złe Z. Bosackiemu, że brakowało mu „obiektywnego spojrzenia na pewne, a słabo udokumentowane odcinki życia hrabiego”. Chodziło przede wszystkim o prace w „komisji wersalskiej” , czyli wśród delegacji polskiej zaangażowanej w prace konferencji pokojowej w Paryżu w 1919 r. Podzielić trzeba pogląd, ze w tym wypadku zacięcie publicysty odniosło generalny sukces nad znanymi nam i zweryfikowanymi źródłowo faktami. Sugestie zawarte we wspomnieniach Heleny z Lubomirskich Gawrońskiej, która chętnie odwoływała się do doniesień prasowych oraz zasłyszanych w gronie rodzinnym wieści, zostały przejęte przez Z. Bosackiego bez oglądania się nawet na zaprzeczenia osób związanych z linią Maurycego Zamoyskiego, istotnie jednej z najpierwszych figur polskiej delegacji, tego który zastawił swój majątek jako poręczenie kredytu przyznanego przez rząd francuski na działalność delegacji polskiej w Paryżu z Romanem Dmowskim i Ignacym Janem Paderewskim .
Także niżej podpisany starał się przekonać Z. Bosackiego, że hr. Zamoyski ma dostatecznie wielkie i liczne zasługi dla sprawy narodowej , że nie trzeba mu gronostajów z niesprawdzonych, może nawet naciągniętych faktów, mających swe najpierwsze źródło w zbieżności nazwiska Zamoyski – Maurycy (1871 1939), XV ordynat na Zamościu, wiceprezes Komitetu Narodowego Polskiego w Paryżu, ambasador RP w Paryżu w latach 1919-24 oraz Władysław, syn bardzo znanego w Paryżu generała Władysława, ale zmarłego przed półwiekiem!
Dla poznania narodowo-państwowej aktywność hr. Władysława w Paryżu roku 1919 nie wystarcza napisać, że „ciężko pracował” bo to można powiedzieć o całym jego dorosłym życiu. Trudno też opierać się wyłącznie na ex post pisanych wspomnieniach, w których zapewne jest sporo sytuacji prawdziwych, ale także wątpliwych lub zgoła zasłyszanych. Sądzę, że kluczem do sprawy mogą być stosunki wewnątrz rodu Zamoyskich, zwłaszcza dotyczące linii Ordynatów Zamościa, których w KNP reprezentował Maurycy, przypomnijmy wiceprezes kierowanej przez R. Dmowskiego instytucji, uznanej formalnie przez rządy aliantów jako reprezentacja interesów polskich na Zachodzie .
W kontekście omawianego problemu interesujące są efekty badań archiwalnych przeprowadzonych w Bibliotece Polskiej w Paryżu przez dr Danutę Płygawko. W 1996 r. Opublikowała listy tam odnalezione pisane przez Władysława Zamoyskiego do Kazimierza Woźnickiego. Adresat był znaczącą personą wśród paryskiej polonii zważywszy, że przez kilkanaście lat kierował Agence Poloneise de Presse utworzonej w 1907 r. Przez Lwowską Radę Narodową. Świetna orientacja Kazimierza Woźnickiego w polityce francuskiej była wykorzystywana zarówno przez Centralną Agencję Polską działającą w Lozannie oraz od 1917 r. przez KNP, gdzie był sekretarzem Erazma Piltza – jednego z kilku najważniejszych jego członków. Było to więc stanowisko pomocnicze, bliższe działalności urzędniczej niż sensu stricte politycznej. Woźnicki pozostał przede wszystkim publicystą, kolekcjonerem starych książek i artykułów, zasiedziałą w Paryżu osobą godną zaufania, do którego chętnie i często uciekała się Polonia z prośbami o pomoc w najróżniejszych sprawach. Opublikowane 33 listy Władysława Zamoyskiego do Woźnickiego z lat 1908-23 przywiodły D. Płygawko do wniosku o „wielkiej ich zażyłości, okazywanego sobie szacunku i narodowego zaangażowania” . Niestety owego narodowego zaangażowania nie da się na podstawie opublikowanej korespondencji wyczytać, także w ostatnich miesiącach wojny i konferencji pokojowej w Paryżu. Charakterystyczne wszakże pozostaje pytanie zadane 16 listopada 1917 r. o to, czy „p. Dmowski jest w Paryżu. Jeśli jest, gdzie mieszka?”. W nocie wydawcy listów podano, ze Roman Dmowski był „w bliskich stosunkach z Zamoyskim i Woźnickim” . Z Woźnickim tak, z Zamoyskim także, ale Maurycym, natomiast z Władysławem raczej nie, lub zapewne nie.
Opublikowane listy Władysława Zamoyskiego do Kazimierza Woźnickiego sugerują drugo a nawet trzecioplanową rolę hr. Władysława w działalności na rzecz odzyskania niepodległości. Z drugiej strony trzeba pamiętać, że hr. Władysław Zamoyski, z matką oraz pozostałymi członkami rodziny mieszkał na Wyspie św. Ludwika przy Quai d’Orléans 6., a więc w posesji, w której mieściła się Biblioteka Polska. Był to ich drugi obok kórnickiego dom, gdzie mieli własny apartament, w którym urodziła się Maria i umarł ojciec gen. Władysław. Próba wyświetlenia tej sprawy, raczej drobnej z dziejowej perspektywy, poprzez dotarcie do zbiorów Biblioteki Polskiej w Paryżu zakończyło się niepowodzeniem w związku z podjętym w maju 2002 r. kapitalnym remontem budynku Biblioteki. Zakres prac, jak również napotkane trudności różnej natury, znacznie przedłużają termin z kończenia prac. Archiwalia i inne bogactwa Biblioteki zostały spakowane i przeniesione w inne miejsce.
Wspomnianej już kilka razy Zofii Nowak zawdzięczamy też oparte na gruntownej kwerendzie opracowanie historii budowy kolei Chabówka Zakopane. Tekst na ten temat, zamieszczony w 22 zeszycie „Pamiętnika Biblioteki Kórnickiej” z 1988 r. jest stosunkowo obszerny, liczy bowiem 60 stron druku. O gruntownej kwerendzie zaświadczają przypisy, których jest ponad 250. Z czystym więc sumieniem można powiedzieć, że ten fragment dziejów regionu zakopiańskiego z punktu widzenia roli Władysława Zamoyskiego w tym przedsięwzięciu został dobrze rozpracowany i detalicznie opisany . O ile mi wiadomo nowych, tym mniej rewelacyjnych źródeł do tego zagadnienia, ani nie szukano, ani nie odnaleziono. Martwi zarazem, że autorzy książki pt.: Stacja końcowa Zakopane wydanej nakładem Kolejowej Oficyny Wydawniczej w 1999 r. ważąc się na opisanie stuletniej historii kolei zakopiańskiej nie doczytali do końca lub nie zgodzili się efektami badawczymi Zofii Nowak. Z historiograficznego punktu widzenia wynikającego z tematu naszego seminarium wspomniana książka nie zasługiwałaby na wzmiankę, tym mniej uwagę. Posłuży jednak dla wskazania, że droga historycznie dowiedzionych faktów jest ciernista, zwłaszcza jeśli wytyczają ją publicyści, którzy mają swoje miłości, nieraz także braki warsztatowe właściwe historykom jakoby parających się nauką łatwą i przyjemną, dostępną dla wszystkich, którzy tego zapragną. Piszę ostro bo autorzy książki o kolei dziękują recenzentowi za „sprawdzenie pracy pod względem zgodności historycznej i udostępnienie ciekawych dokumentów; pani Zofii Nowak […] za materiały dotyczące budowy linii Chabówka-Zakopane i udziału w niej Władysława hr. Zamoyskiego […]” . Pomijam tu kwestię wzmianki o p. Z. Nowak jako dostarczycielu dokumentów, a nie autorze wspomnianego tekstu na temat żywotnie interesujący autorów książki. Najgorsze jest to, że autorzy powielają pogląd ukochanego przez Podhalan Włodzimierza Wnuka. Wskazuje on bowiem na Andrzeja Chramca jako tego, który o Zamoyskim i jego matce pisał „z najgłębszym szacunkiem, niemal ze czcią” podnosząc ich patriotyzm i głęboką religijność . Problem w tym, że Z. Nowak dowiodła, że opinia W. Wnuka powstała na podstawie wspomnień Chramca, w których „swoja rolę niepomiernie wyolbrzymił. Jego udział w budowie kolei” – konkluduje Z. Nowak – „nie był wcale większy niż wielu innych sprzymierzeńców Zamoyskiego” .
Powielając niezasłużony dla Chramca wątek autorzy wspomnianej książki pominęli natomiast rolę Kazimierza Zaleskiego dyrektora, krajowego biura kolejowego jego – jak pisze Z. Nowak – ogromnemu zaangażowaniu osobistemu, umiejętnościom fachowym i dyplomatycznym. Do tych dwóch indywidualności ogranicza Z. Nowak rejestr osób, którym zawdzięcza powstanie najpiękniejszej krajobrazowo linii kolejowej w Polsce – autorka znająca źródła i jednocześnie rozkochana w górach.
Zawsze z wdzięcznością witać trzeba dobrą popularyzację historii. W odniesieniu do Władysława Zamoyskiego mamy już sporo tekstów pokazujących go w popularno-naukowym ujęciu, ale z uwzględnieniem dobrej znajomości literatury przedmiotu – efektów badań kilkunastu historyków, którzy poszukiwaniu prawdy poświęcili wiele czasu, nieraz całe zawodowe życie, by przywołać wyróżniające dokonania Zofii Nowak. Z radością odnotować trzeba wydaną w tym roku broszurę pt. Hrabia Władysław Zamoyski w 150 rocznicę urodzin pióra wspomnianego już Jerzego M. Roszkowskiego . Udaną próbą rozszerzenia tego tekstu jest artykuł Roszkowskiego w „Welkome to Poznań "Wielkopolska” z października tego roku. Zachęcą do lektury i przemawia do wyobraźni tytuł tego artykułu skromny i bogaty, magnat nad magnaty